W lipcu tego roku tygodnik Do Rzeczy ujawnił zapis rozmowy Ryszarda Kalisza i Aleksandra Kwaśniewskiego, podsłuchanej w restauracji Sowa i Przyjaciele. Kalisz sporo mówił tam o byłej posłance Samoobrony, Sandrze Lewandowskiej. Dał między innymi do zrozumienia, że swoją karierę zawdzięcza protekcji kogoś wysoko postawionego. Sugeruje, że przekonał się o tym, gdy pracowała dla niego w MSW.
Najlepszym dowodem na Sandrę jest to, jak wyrzuciłem ją z roboty. No to co ja miałem zrobić, jak ona nic nie robiła? Natomiast w tym momencie, słuchaj, dziesięciu generałów różnych służb przychodziło do mnie z interwencją - wspominał Kalisz.
Lewandowska źle zniosła upublicznienie tych wspomnień.
Rysiu, nie kłam z tą pracą! Przeproś za głupie zachowanie i konfabulacje i puszczę Cię wolno - napisała na Facebooku. Ciekawe, czy jak ten kłamca Kalisz będzie miał niedługo zakaz zbliżania się do Sejmu i zakaz wpuszczania do mediów, to czy będzie reklamował taśmy ze swoim udziałem. Skandaliczna postać. Nabijają się z tego Kalisza od lat już, a ten w żywiole świni i barana**.**
Na tym się nie skończyło. Jak donosi Super Express, Lewandowska domaga się teraz od Kalisza publicznych przeprosin i grozi pozwem. Zapewnia, że Kalisz nigdy jej nie zwolnił, a jeśli sobie tego nie przypomni do 1 października, spotkają się w sądzie.
1 lipca 2004 r. poszłam na urlop bezpłatny. Byłam na urlopie do momentu wyboru do parlamentu, czyli do października 2005 r. 4 października 2005 po uzyskaniu mandatu posła na Sejm RP poprosiłam o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron - wyjaśnia w tabloidzie. Byłam młodą dziewczyną, przyjechałam do Warszawy z Jeleniej Góry. Nie odpowiadało mi zachowanie Kalisza: propozycje kaw, herbat, spotkań. Ciągle mną się interesował i za mną chodził. Teraz powinien przeprosić.
Kalisz nie komentuje sprawy. Okazał się nieuchwytny dla dziennikarzy.
**
**